piątek, 10 stycznia 2020

Kolęda Antoniego...

Zapewne znacie już księdza Antoniego z mojej poprzedniej relacji. Uznałem jednak, że jest to postać na tyle ciekawa, że wymaga głębszego omówienia. Wszystkie te rzeczy związane z owym księdzem wydarzyły się w okresie przygotowania do Pierwszej Komunii Świętej. Pamiętam te obowiązki z tym związane: kucie modlitw i "zdawanie" ich przed fanatyczną katechetką na lekcjach religii, uczenie się dniami i nocami głupich odpowiedzi na głupie pytania typu: "Ile osób jest w Trójcy Świętej, Wymień je". W okresie poświątecznym kościół organizował zmasowany atak na domy swoich wiernych, czyli tak zwaną kolędę. Oczywiście moja babka jako osoba skrajnie katolicka przebierała girami na myśl, że odwiedzi ją "ten przystojny i miły ksiądz". Niestety ja nie byłem taki szczęśliwy z powodu wizyty księdza Antoniego. Wolałbym już wizytację starego i zrzędliwego proboszcza, niż "młodego, przystojnego i miłego"(według mojej babki) księdza Antoniego. W dniu kolędy czułem już od rana nudności. A mój stan pogorszył się, kiedy okazało się, że Antoni zaczyna od końca ulicy, czyli do mnie dotrze późnym popołudniem, gdy będę już po szkole! Nie uda mi się ominąć jego wizyty, bo jak wytłumaczę starej i babce, że "tak długo mnie nie było, że co ja niby robiłem po szkole? Pewno ukrywałem się przed księdzem!". W szkole siedziałem jak na szpilkach. Tego dnia nic mi nie szło. Babka odpytywała z tabliczki mnożenia: pała! Kartkówka z ortografii sprawdzająca czy nauczyliśmy się pisowni "ż" i "rz": też pała! I jeszcze dostałem piłką w łeb na Wuefie! Do domu szedłem jak na ścięcie. Byłem pewny, że Antoni już siedzi w moim domu i modli się gorliwie, a babka z matką klęczą przed nim jak przed samym papieżem. Ale ku mojemu zaskoczeniu w domu było pusto. Owszem, stół stał nakryty białym obrusem, krucyfiks z kropidłem na swoim miejscu... Czyżby mi się udało i było już po wizycie? Nagle z góry zleciała babka krzycząc: Maciek, szybko przebierz się, bo zaraz przyjdzie ksiądz. "Ale, ale... ja muszę kupić wycinankę na lekcje techniki...". Babka dała mi kilka złotych abym szedł kupić to co trzeba i abym szybko wracał. Udało mi się przesunąć w czasie moment kulminacyjny. No, ale co się odwlecze, to... Tak, Antoni wszedł do mojego domu prawie, że ze mną, w tym samym momencie. Po zwyczajowym odmówieniu modlitwy, pomachaniu kropidłem i pocałowaniu krucyfiksu(fujjj po własnej babce!) Antoni spoczął jak papież w fotelu i zaczął szukać czegoś w swoim grubym notesie. W końcu znalazł rodzinę u której w tym momencie bawił i zaczął wyczytywać imiona. "Ty pewno jesteś Maciek, ten chłopiec przygotowujący się do Komunii, czy tak?". "No, odpowiedz księdzu"- poganiała mnie babka. "Tak"- powiedziałem pod nosem. Oczywiście Antoni udawał, że w ogóle mnie nie zna, wręcz widzi mnie pierwszy raz. Po chwili wymyślił sobie abym podszedł do niego, złożył swojej ręce jak aniołek i wyrecytował kilka modlitw. Tak też zrobiłem. Oczywiście byłem bardzo zestresowany, więc nastąpiło kilka pomyłem. Wszyscy obecni słuchali w skupieniu, wręcz pokładali we mnie nadzieje podobne do sportowca na olimpiadzie, który jest reprezentantem całego narodu. Ja byłem w owej chwili reprezentantem mojej własnej rodziny. Po zakończeniu recytacji Antoni objął mnie bardzo mocno i wsunął mi rękę do spodni. Przy mojej bance, dziadku i matce. Widać było, że płonie z żądzy i ten pożar może dogasić tylko chłopięce nasienie. Jako, że miałem dopiero około 8,9 lat, to nie byłem w stanie sprostać jego pragnieniom. Ale mimo tego pragnął mnie i przygotowywał na moment kiedy wejdę w wiek dojrzewania i pojawią się włosy łonowe, moszna się obniży, a jądra zaczną produkować "święty nektar"(jak nazywał spermę Antoni). Przez całą tą wizytę miałem stracha, że wyda się co łączy mnie z Antonim. W pewnym momencie wydało mi się, że moja babka patrzy podejrzliwie na te wszystkie czułostki którymi obdarzał mnie mój "nauczyciel miłości męsko-chłopięcej"(to też słowa Antoniego).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz