niedziela, 12 października 2014

Wojciech Krolopp- Pierwsza rocznica śmierci... Wspomnienie...

WOJCIECH KROLOPP 

Mariusz Trynkiewicz, Kaśka Waśniewska, Karol Wojtyła… Lista jest długa. To tylko wierzchołek góry lodowej. Jest jeszcze jeden człowiek. Nieco już zapomniany, zmarły dokładnie rok temu. To maestro Wojciech Krolopp. Dyrygent i dyrektor poznańskiego chłopięcego chóru Polskie Słowiki. Krolopp odszedł do Domu Ojca dokładnie rok temu. Z tego tez powodu jest ten pamiątkowy wpis. Abyśmy pamiętali o Wielkim Maestro.
Zwierza się pan Marek K., dziś 37 letni mężczyzna, chórzysta w latach 1990-1995. :
Do chóru zaprowadziła mnie moja matka Zenobia. Na przesłuchaniu było wielu innych chłopaków, pięknie wystylizowanych. Wspaniałe kostiumy, nienaganne fryzury. Czuło się podniecenie. Nie ukrywam, że już wtedy zaznałem uroków masturbacji. Miałem dwanaście lat. Właściwie prawie trzynaście. Zaśpiewałem przed Wojciechem coś z repertuaru Violety Villas, chyba Do Ciebie Mamo. Dostałem małą uwagę, że repertuar nie ten, ale głos mam piękny i na słowika się nadaję.
Przyjął mnie. Zostałem chórzystą. Matka z ojcem pękali z dumy, że ich syn będzie słowikiem!
To było w ten sam dzień w którym trwały przesłuchania. Zbliżał się wieczór, czekałem na rodziców aby po mnie przyjechali samochodem. Właściwie wszyscy już powoli się zbierali. Chciałem jeszcze skorzystać z toalety. Udałem się do męskiej. Była bezpłatna, bez babci klozetowej. To dobrze, bo nie miałem przy sobie pieniędzy. Miałem już prawie trzynaście lat, czułem się młodzieżą. W kiblu były pisuary, czego nie było w mojej szkole. Tam mnie coś wzięło aby odlać się właśnie w bidet. Byłem nieco za mały jak na taki męski przybytek, to znaczy muszla bidetu była umieszczona za wysoko jak na moje małe nogi.
Nagle usłyszałem za sobą dźwięk naciskanej klamki. Nie odwróciłem się ze strachu. Spodnie miałem opuszczone, mateczki też, stałem tak z małym, dyndającym fiutkiem. Słyszałem powolne kroki. A potem ten głos: Nie bój się, podsadzę cię do sikania.
Mężczyzna wziął mnie na ręce i podsadził. Ledwo co się wysikałem. Potem wziął mojego ptaszka i wytarł w swoją chusteczkę. Powiedział, że grzeczni chłopcy muszą dbać o higienę. Trzymając mnie tak cały czas, dał mi wykład o higienie i rozpoczynającym się u mnie dojrzewaniu płciowym. Powiedział, że za chwilę pojawią się u mnie włosy na ptaszku i będę miał „mokre sny”. Ze będzie mi bardzo przyjemnie. Żebym się nie bał i żebym nie mówił o niczym mamusi, bo ona i tak nie zrozumie, bo to kobieta, a kobiety chodzą do kościoła, mają inny sposób życia itp. Słuchałem tego, cały czas nie patrząc na mężczyznę. Trzymał mnie na rękach. Potem powiedział: Zobacz, dotknij, też będziesz miał takie coś.
I wziął moją rękę i przysunął ją do sobie, na dół… To było coś długiego, ciepłego, grubego, miłe w dotyku, a jednocześnie sprawiało, że dziwnie się czułem.
Mężczyzna wyszedł. Ja byłem tym tak wstrząśnięty, że nawet nie odwróciłem się aby sprawdzić kim był ów jegomość. Nie wiedziałem, ale czułem… A raczej przeczuwałem.
Potem były wyjazdy na Zachód. Śpiewałem też dla naszego Ojca Świętego. Wyciągam z mroków pamięci takie oto zdarzenie: Jest przeddzień Wielkanocy roku 1993. Chór Polskie Słowiki śpiewa Janowi Pawłowi koncert. Znów toaleta. Jakoś zawsze tak miałem, że nawet najmniejszy skurcz w pęcherzu wywoływał mnie od razu w stronę ubikacji. Po prostu chciałem czuć się zrelaksowany i nie Myślec o moczu pozostającym w moim ciele.
Wtedy byłem już nastolatkiem, powiedziałbym nawet, że efebem. Poszedłem do ubikacji w Watykanie. Dorosłem już do pisuaru, nie potrzebowałem niczyjej pomocy. Odsikałem się. Nie wytrzymałem. Musiałem także dokonać masturbacji na swym młodym ciele. Nagle usłyszałem, że ktoś biegnie s stronę ubikacji. Ktoś wszedł do środka. Wystraszyłem się i skryłem w kabinie. Doszedł mnie głos: Kurwa, ale mi się chce srać! Nie wytrzymam! Zesram się w dres! Człowiek ten wszedł do kabiny sąsiadującej z moją. Słyszałem plusk upadającej kaszanki. Wszystko oddawał do muszli klozetowej. Jęczał przy tym niesłychanie! Stanąłem na klozecie i spojrzałem do jego kabiny przez oddzielającą nas ścianę. To był Jan Paweł II! Po domowemu, w dresie! Wszak wszystko działo się przecież w pałacu Świętego Piotra gdzie mieszkał papież. Nagle uniósł głowę do góry. Zobaczył mnie.
- A kto mnie tutaj podgląda!?
Ojciec Święty wyszedł ze swojej kabiny i podszedł do drzwi w moim sraczu. Nie były zamknięte, ponieważ nie było tam zamków. Po latach uzmysłowiłem sobie dlaczego tak było. Wydaje mi się, że to specjalnie. Ze te klopy służyły jako miejsca schadzek dla spragnionych duchownych. Karol Wojtyła nacisnął klamkę moich drzwi i…
Nie! Nie! Nie mogę już dłużej o tym mówić! Wystarczy na dziś!
Tak, Wojciech Krolopp to niezwykła postać w naszej kulturze. Wielka szkoda, że odszedł od nas…


PIĘKNA PIOSENKA:
https://www.youtube.com/watch?v=Not_LTQq6a0

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz