No, więc tak- był u mnie w miasteczku taki jeden ksiądz.
Antoni się zwał. Dość młody nawet, nie miał chyba jeszcze czterdziestki.
Całkiem przystojny. Dobrze zbudowany,
nieco łysy na głowie, ale z twarzy ładny i młody. Typ takiego trochę pedofilka…
Myślę, że był także nieźle wyposażony. Zazwyczaj tacy mają niezłe kiełbaski. Kiedy
to było?
Okres przygotowań do pierwszej komunii świętej. Rok 1996,
1997. Tak, pamiętam dobrze.
We wczesnym dzieciństwie bardzo interesowałem się kościołem.
Chodziłem na nabożeństwa, na msze. Skąd to się brało? Sam nie wiem. Ale myślę,
że była to fascynacja raczej zewnętrzna. To znaczy fascynował mnie cały
ceremoniał, otoczka towarzysząca mszy i nabożeństwu. Leżąca na ołtarzu Biblia
oprawiona w skórę, płonące świece, kadzidła, figury, święci na obrazach,
podniosłe śpiewy podstarzałych chórzystek. Chyba w środku, we mnie nie czułem tego, czego
powinienem czuć będąc takim katolikiem. To był czysty materializm, zero
duchowości i rozwoju wewnętrznego. Nawet miałem taki okres w tamtym czasie, że
myślałem o byciu księdzem! Wiem, że teraz to wydaje się śmieszne, ja kurwa
księdzem… Oczywiście myślałem wtedy, że z tego jest kasa i będzie mi się fajnie
żyło, sprawy ducha nic nie miały tutaj do rzeczy. Te moje śpiewy pieśni
religijnych… Zamykałem się w swoim pokoju i na całą mordę chwaliłem łąki
umajone! Matka słysząc to mówi: ty to chyba księdzem będziesz…
Bardzo często wśród ciot można zaobserwować fascynację
typowo męskimi zawodami. Zawodami, które wymagają przywdziania munduru…. U mnie
we wczesnym dzieciństwie była to fascynacja katolickim mundurem, czyli sutanną.
No i rzeczywiście- opłacało się!
Ile to miałem lat, gdy zobaczyłem masturbującego się
proboszcza? Hmm… Chyba dziewięć. Wiedziałem, co i jak. Już wtedy postanowiłem iść
na całość.
Pisałem wcześniej, że byłem zafascynowany kościołem
katolickim. Ta fascynacja spowodowała, iż zostałem ministrantem. Wiedziałem, że
tylko w ten sposób będę mógł być blisko księży. Być ciągle w ich towarzystwie.
Z perspektywy czasu wydaje mi się, że kapłani przeczuwali,
dlaczego zostałem ministrantem. Czuli, że nie przez moją wiarę, powołanie, ale
z zupełnie innych powodów…
Przypominam sobie takie zdarzenie z wczesnego dzieciństwa.
Mając pięć, może sześć lat obudziłem się cały podniecony i mokry. Śniło mi się,
że jestem w mieszkaniu Antoniego, księdza bardzo obficie obdarzonego przez
naturę. Aż się sam przestraszyłem tego snu- jak to? Tak z księdzem…? Ale z
drugiej strony bardzo pragnąłem, aby ten sen dokończyć!
Antoni był razem ze mną w swoim małym mieszkaniu na
plebanii, leżeliśmy razem w jego łóżku. Pamiętam, że chyba był już w samych
slipkach. Ja byłem o ile sobie przypominam w piżamie. Ale jego ręka szukała już
czegoś w moich spodenkach nocnych. Czego? Możecie się chyba łatwo domyśleć!
Na pewno było to bardzo przyjemnie, szkoda, że to tylko sen.
Dałbym wiele, aby znów zobaczyć księdza Antoniego po latach. Teraz bym nie
odpuścił! Poszedłbym na przysłowiową całość!
Ciekawi mnie jak potoczyło się życie Antoniego… Nadal jest
księdzem? Nadal sprawia przyjemność młodzieży swym potężnym berłem? Ciekawi
mnie jak wygląda, czy się postarzał, czy może wciąż jest młody i pachnący wodą
kolońską? Ostatni raz widziałem go w 2005 roku, zaraz po śmierci Janusza, kiedy
to w mojej parafii była koronacja obrazu Maryjki Dziewicy koronami papieskimi.
Zjechał się wtedy cały kler, wśród nich znajome twarze, stara kurwa Danuta,
Antoni…
Ale o tym pewnie się już nie dowiem nigdy, bo Antek znikł z
mojego życia na zawsze. Zostały mi tylko wspomnienia, parę zdjęć, na których
widnieje jego postać oraz komunijna kaseta wideo, którą czasem oglądam, aby
przypomnieć sobie Antoniego, jego głos, jego ruchy, gesty, sterczącą
pałkę(która widać było nawet pod sutanną!).
Ach…
A jak mogło by być gdyby ta historia się potoczyła inaczej,
gdybym w tamtych czasach był odważny? Popuśćmy wodzę fantazji…
Obudziłem się wreszcie chociaż to dziwne, bo zasnąłem późno,
przynajmniej tak mi się wydaje. Długo myślałem jak ten dzień będzie wyglądał. W
końcu to najpiękniejszy dzień w moim chłopięcym życiu. Leżę na łóżku w swoim
pokoju. Zza okien wychodzi słońce, chyba dziś będzie ładny dzień i wszystko się
uda, mam takie przeczucie. Rodzina jeszcze się nie zjechała. Ale muszę już
wstawać, bo ksiądz Antoni coś ode mnie chciał. Jestem przecież wzorowym ministrantem.
Szybko zjadam śniadanie, czyli Cola-Cao z mlekiem oraz bułkę z serem, która
przypomina wyglądem cipsko mojej późniejszej koleżanki Ewy z liceum która
wyglądała jakby miała czterdziestkę, a miała 16…
Jestem już blisko kościoła. Widzę dom księdza Antoniego. O!
Ksiądz macha do mnie abym przyszedł do niego. No to idę. On stoi jeszcze w
piżamie i chyba nawet zdaje mi się, że drapie się po jajach. Nieco mi serce
mocniej zabiło...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz