piątek, 9 stycznia 2015

Antoni(opowiadanie archiwalne 2012)

No, więc tak- był u mnie w miasteczku taki jeden ksiądz. Antoni się zwał. Dość młody nawet, nie miał chyba jeszcze czterdziestki. Całkiem przystojny.  Dobrze zbudowany, nieco łysy na głowie, ale z twarzy ładny i młody. Typ takiego trochę pedofilka… Myślę, że był także nieźle wyposażony. Zazwyczaj tacy mają niezłe kiełbaski. Kiedy to było?
Okres przygotowań do pierwszej komunii świętej. Rok 1996, 1997. Tak, pamiętam dobrze.
We wczesnym dzieciństwie bardzo interesowałem się kościołem. Chodziłem na nabożeństwa, na msze. Skąd to się brało? Sam nie wiem. Ale myślę, że była to fascynacja raczej zewnętrzna. To znaczy fascynował mnie cały ceremoniał, otoczka towarzysząca mszy i nabożeństwu. Leżąca na ołtarzu Biblia oprawiona w skórę, płonące świece, kadzidła, figury, święci na obrazach, podniosłe śpiewy podstarzałych chórzystek.  Chyba w środku, we mnie nie czułem tego, czego powinienem czuć będąc takim katolikiem. To był czysty materializm, zero duchowości i rozwoju wewnętrznego. Nawet miałem taki okres w tamtym czasie, że myślałem o byciu księdzem! Wiem, że teraz to wydaje się śmieszne, ja kurwa księdzem… Oczywiście myślałem wtedy, że z tego jest kasa i będzie mi się fajnie żyło, sprawy ducha nic nie miały tutaj do rzeczy. Te moje śpiewy pieśni religijnych… Zamykałem się w swoim pokoju i na całą mordę chwaliłem łąki umajone! Matka słysząc to mówi: ty to chyba księdzem będziesz…
Bardzo często wśród ciot można zaobserwować fascynację typowo męskimi zawodami. Zawodami, które wymagają przywdziania munduru…. U mnie we wczesnym dzieciństwie była to fascynacja katolickim mundurem, czyli sutanną.
No i rzeczywiście- opłacało się!
Ile to miałem lat, gdy zobaczyłem masturbującego się proboszcza? Hmm… Chyba dziewięć. Wiedziałem, co i jak. Już wtedy postanowiłem iść na całość.
Pisałem wcześniej, że byłem zafascynowany kościołem katolickim. Ta fascynacja spowodowała, iż zostałem ministrantem. Wiedziałem, że tylko w ten sposób będę mógł być blisko księży. Być ciągle w ich towarzystwie.
Z perspektywy czasu wydaje mi się, że kapłani przeczuwali, dlaczego zostałem ministrantem. Czuli, że nie przez moją wiarę, powołanie, ale z zupełnie innych powodów…
Przypominam sobie takie zdarzenie z wczesnego dzieciństwa. Mając pięć, może sześć lat obudziłem się cały podniecony i mokry. Śniło mi się, że jestem w mieszkaniu Antoniego, księdza bardzo obficie obdarzonego przez naturę. Aż się sam przestraszyłem tego snu- jak to? Tak z księdzem…? Ale z drugiej strony bardzo pragnąłem, aby ten sen dokończyć!
Antoni był razem ze mną w swoim małym mieszkaniu na plebanii, leżeliśmy razem w jego łóżku. Pamiętam, że chyba był już w samych slipkach. Ja byłem o ile sobie przypominam w piżamie. Ale jego ręka szukała już czegoś w moich spodenkach nocnych. Czego? Możecie się chyba łatwo domyśleć!
Na pewno było to bardzo przyjemnie, szkoda, że to tylko sen. Dałbym wiele, aby znów zobaczyć księdza Antoniego po latach. Teraz bym nie odpuścił! Poszedłbym na przysłowiową całość!
Ciekawi mnie jak potoczyło się życie Antoniego… Nadal jest księdzem? Nadal sprawia przyjemność młodzieży swym potężnym berłem? Ciekawi mnie jak wygląda, czy się postarzał, czy może wciąż jest młody i pachnący wodą kolońską? Ostatni raz widziałem go w 2005 roku, zaraz po śmierci Janusza, kiedy to w mojej parafii była koronacja obrazu Maryjki Dziewicy koronami papieskimi. Zjechał się wtedy cały kler, wśród nich znajome twarze, stara kurwa Danuta, Antoni…
Ale o tym pewnie się już nie dowiem nigdy, bo Antek znikł z mojego życia na zawsze. Zostały mi tylko wspomnienia, parę zdjęć, na których widnieje jego postać oraz komunijna kaseta wideo, którą czasem oglądam, aby przypomnieć sobie Antoniego, jego głos, jego ruchy, gesty, sterczącą pałkę(która widać było nawet pod sutanną!).
Ach…
A jak mogło by być gdyby ta historia się potoczyła inaczej, gdybym w tamtych czasach był odważny? Popuśćmy wodzę fantazji…

Obudziłem się wreszcie chociaż to dziwne, bo zasnąłem późno, przynajmniej tak mi się wydaje. Długo myślałem jak ten dzień będzie wyglądał. W końcu to najpiękniejszy dzień w moim chłopięcym życiu. Leżę na łóżku w swoim pokoju. Zza okien wychodzi słońce, chyba dziś będzie ładny dzień i wszystko się uda, mam takie przeczucie. Rodzina jeszcze się nie zjechała. Ale muszę już wstawać, bo ksiądz Antoni coś ode mnie chciał. Jestem przecież wzorowym ministrantem. Szybko zjadam śniadanie, czyli Cola-Cao z mlekiem oraz bułkę z serem, która przypomina wyglądem cipsko mojej późniejszej koleżanki Ewy z liceum która wyglądała jakby miała czterdziestkę, a miała 16…

Jestem już blisko kościoła. Widzę dom księdza Antoniego. O! Ksiądz macha do mnie abym przyszedł do niego. No to idę. On stoi jeszcze w piżamie i chyba nawet zdaje mi się, że drapie się po jajach. Nieco mi serce mocniej zabiło...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz